Dla mnie – przedstawicielki pokolenia 20+, James Bond to
Daniel Craig, a cała seria filmów o słynnym agencie zaczyna się od „Casino
Royale”. I to właśnie ten film wolę obejrzeć po raz któryś niż wracać do
wcześniejszych z serii. I pewnie będzie tak jeszcze długo, więc jeśli ktoś chce
zgłosić uwagę typu: nie znasz się, niech sobie odpuści. Bond ma być męski, a towarzyszące
mu kobiety piękne, tu i teraz, a nie zgodnie z kanonem obowiązującym
trzydzieści lat temu. A za piękną uznamy dziś Evę Green, nie Lois Chiles.
„Casino Royale” jest więc dla mnie numerem jeden, jeśli
chodzi o filmy z Bondem. „Skyfall” natomiast zasługuje na miejsce drugie.
Film zaczyna się sceną, w której James Bond ginie. A właściwie chce, by tak myślano, ponieważ agenta 007 nie zabija ani przypadkowy strzał, ani upadek z mostu, ani z wodospadu. Kiedy świat myśli, że Bond nie żyje, on nie może robić nic innego, jak w egzotycznym miejscu rozkoszować się towarzystwem pięknej kobiety, popijając przy tym Heinekena (tak Heinekena, nie Martini). I musi wydarzyć się coś naprawdę ważnego, by skłonić go do powrotu do Londynu. Na szczęście pewien łotr – Raul Silva wysadza siedzibę MI6, dzięki czemu możemy cieszyć się blisko dwuipółgodzinnym seansem.
W rolę Raula Silvy wcielił się Javier Bardem, którego uwielbiam od czasu „Vicky Cristina Barcelona”. Postać Silvy jest trochę przegięta, zarówno pod względem wyglądu (pofarbowany na blond, długowłosy Hiszpan?), jak i zachowania. Nie można mu jednak odmówić charyzmy i umiejętności. Przez cały film jest trzy kroki przed, co tu dużo mówić, podstarzałym już Bondem, który, wydawałoby się, lata świetności ma już za sobą, a do MI6 wraca tylko dlatego, że jest ulubieńcem M.
Bycie pupilkiem to oczywiście nie tylko ulgowe traktowanie, ale i obowiązki, dlatego, by chronić życie M. Bond musi zmierzyć się z przeszłością i wrócić do tytułowego Skyfall, w którym rozgrywa się decydująca scena filmu.
I jeszcze dziewczyna Bonda, piękna Bérénice Marlohe, która ma w „Skyfall” rolę epizodyczną. Mi jej aktorstwo nie przypadło do gustu, ale zdania są podzielone, co do tego czy grała tak dobrze, czy tak źle. W końcu kobiety agenta 007 są tylko dodatkiem. Pięknym, ale dodatkiem.
A Wy widziałyście film? Jak wrażenia?
xoxo Dominika
Uwielbiam Daniela Craig'a - mój Bond nr 1 :)))
OdpowiedzUsuńWidziałam i niestety jestem rozczarowana:-( jak dla mnie nadal najlepszy z cyklu nowych bondów jest casino royal.
OdpowiedzUsuńWidziałam i bardzo mi się podobał, bo w końcu więcej czasu się śmiałam niż zakrywałam oczy ze strachu ;) poza tym, piosenka Adele jest rewelacyjna, Craig - wspaniały, a Javier - nigdy bym go sobie nie umiała wyobrazić jako psychopatę w blond włosach! był świetny! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeszcze nie byłam i nie widziałam, ale na pewno się wybiorę. Widziałam każdy film z Bondem i ciężko mi zdecydować, który jest dla mnie najlepszy:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po odebranie wyróżnienia i wzięcia udziału w zabawie :)
Wstyd się przyznać, ale nie widziałam żadnego Bonda :P Może dlatego, że na odlegołość jedzie mi to komercją :P ale uwielbiam inne filmy z Craigiem.
OdpowiedzUsuńA co do olejowanie, to na prawdę nie jest pracochłonne ani czasochłonne :) a efekty warte zachodu :) w każdym razie - co kto lubi, dlatego o innych sposobach pewnie będzie można u mnie niedługo poczytać, bo ten temat na maska mnie pochłonął :D
buziaki!
Klodi z klodiska.blogspot.com
Nie oglądałam, ale mam zamiar :)
OdpowiedzUsuń