poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Lazania z kurczakiem

Przez ten tydzień będziecie zmuszeni czytać notki pisane przez osobę, która nie posiada zdolności literackich.Donia niestety, ma teraz mnóstwo pracy i ledwo się wyrabia.Na szczęście obiecała, że od września zabiera się ostro do "roboty" i podobno ma już mnóstwo fantastycznych pomysłów.Zobaczymy co z tego wyjdzie, czy mojej siostrze starczy zapału? W każdym razie trzymam za nią kciuki.
Dzisiaj mamy dla Was przepis na lazanię z kurczakiem, nie będziemy okłamywać, przygotowanie jej zajmuje sporo czasu, ale warta jest każdej sekundy spędzonej w kuchni :) Mamy nadzieję, że lazania w trochę innym wydaniu wam zasmakuje, bo warto czasami poeksperymentować.


To będzie potrzebne:

12 płatów lazanii
50 dag piersi kurczaka
cukinia
30 dag brokułów
30 dag pieczarek
2 cebule
3 spore pomidory
duża puszka pomidorów w zalewie
4 ząbki czosnku
10 listków bazylii 
2 łyżki śmietany
10 dag startego parmezanu
5 dag masła 
6 łyżek oliwy
strąk suszonej ostrej papyczki
cukier
sól

Sos:

5 dag masło
4 łyżki mąki 
3 szklanki mleka
sól
pieprz
gałka muszkatołowa


1. Pieczarki kroimy na cząstki, cukinię - w półplasterki, piersi kurczaka - w paski.
2. Na patelni rozgrzewamy 3 łyżki oliwy i smażymy mięso. Przekładamy na talerzyk, a na pozostałym tłuszczu obsmażamy pieczarki.Gdy się zrumienią, dodajemy cukinię i chwilę smażymy razem.
3. W rondlu z grubym dnem rozgrzewamy resztę oliwy, podsmażamy na niej drobno posiekaną cebulę, czosnek i papryczkę, po kilku minutach wyjąć papryczkę i dodajemy kurczaka, pieczarki z cukinią, podzielony na różyczki brokuł, obrane pomidory pokrojone w kostkę i połowę zmiksowanych pomidorów w zalewie. Dusimy na małym ogniu 15 min. Dodajemy śmietanę, pokrojone listki bazylii, doprawiamy do smaku.
4. Robimy sos beszamelowy. Z masła i mąki robimy jasną zasmażkę i ciągle mieszamy, rozprowadzamy ją zimnym mlekiem Dolewamy mleko, mieszamy, podgrzewamy na małym ogniu, aż beszamel zgęstnieje. Przyprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową.
5. Prostokątne żaroodporne naczynie smarujemy masłem, wykładamy suchymi płatami makaronu, przykrywamy farszem, polewamy beszamelem, posypujemy parmezanem i jeszcze raz powtarzamy wszystkie te czynności. 
6. Na wierzchu układamy płaty lazanii i dokładnie pokrywamy beszamelem, polewamy resztą zmiksowanych pomidorów, posypujemy parmezanem.
7. Zapiekamy przez ok. 45 min w 200 stopniach.


Przepis zaczerpnięty z gazety "Tanie gotowanie"

Biorę udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.  To już ostatnie dni głosowania, dlatego proszę o wsparcie.

piątek, 24 sierpnia 2012

Wazon ze świeczkami

Dzisiaj przedstawiamy wam kolejny sposób na wyeksponowanie świeczek na stole. Jest bardzo posty i świetnie nadaje się na letnie przyjęcia, gdy do dyspozycji mamy mnóstwo ogrodowych kwiatów (dzięki mamo). Myślę jednak, że główki róż, które dostaniecie kiedyś od kogoś na jakąś okazję, sprawdzą się równie dobrze. My wykorzystałyśmy mieczyki, które sprawiają, że cała dekoracja ma trochę hawajski klimat. 

To będzie potrzebne:

wazon;
woda;
kamienie lub muszle;
podgrzewacze;
żywe kwiaty;
Na dnie wazonu układamy kamienie lub muszelki, wrzucamy główki kwiatów, nalewamy wodę i na jej powierzchni kładziemy podgrzewacze. To w sumie wszystko. Jeśli kwiaty nie będą chciały utrzymać się pod wodą, wsadźcie do nich po małym kamyku.


środa, 22 sierpnia 2012

Strój na wesele: co wypada, a co nie


Na każdym weselu znajdzie się osoba, na którą patrząc stwierdzimy, że chyba pomyliła imprezy. Przykładem niech będzie dziewczyna, która w zeszłym roku na weselu mojej przyjaciółki, mniej więcej po godzinie trwania zabawy, dość przyzwoite ubranie zmieniła na krótką, lateksową mini (serio!). Wprawdzie granice między tym, co wypada włożyć na taką uroczystość, a tym, co należy omijać z daleka, są dość płynne, jednak przy odrobinie dobrego smaku i znajomości zasad ślubnego savoir-vivre'u, nie trudno jest wybrać odpowiednią kreację, bez przyodziewania się w (swoją drogą bardzo popularne na tego typu imprezach) satyny i żakardy. Może i nie każdy lubi bawić się na weselach, ale prawdopodobnie każdy, prędzej czy później, zostanie na jakieś zaproszony. Nie ma co kręcić nosem, to świetna okazja, zwłaszcza dla dziewczyn, by założyć, coś, czego raczej nie nosimy na co dzień.

By ułatwić Wam trochę zadanie przygotowałam listę rzeczy, których nie wypada zakładać na wesele:

1. Biała suknia – no chyba, że to twój własny ślub. Kolor ten przysługuje tylko i wyłącznie pannie młodej. Tego dnia nikt nie może się z nią równać. Jeśli więc zdecydujesz się na biel, a także zbliżone mu kolory, jak kremowy czy ecru, prawdopodobnie otrzymasz etykietkę tej, która w desperacki sposób próbuje zwrócić na siebie  uwagę. Poza tym, naprawdę trzeba nienawidzić panny młodej, by chcieć przyćmić własną osobą najważniejszy dzień jej życia. 
2. Suknia księżniczki – ta na weselu może być tylko jedna i musi należeć do panny młodej.
3. Jeansy – nawet jeśli nie lubisz się stroić, przyzwoitość nakazuje założyć choćby najskromniejszą spódniczkę, na demonstrowanie swojego oryginalnego stylu będziesz jeszcze miała niejedną okazję.
4. Sukienka ledwo zakrywająca pośladki – tę zachowaj na inną okazję, a najlepiej wyrzuć do śmieci.
5. Długa suknia – nie musisz jej unikać zawsze, zrezygnuj z niej tylko wtedy, gdy nie wiesz, jakiej długości suknię wybrała panna młoda: jeśli okaże się, że krótką, twoja długa kreacja będzie gafą.
6. Cekiny – zbyt imprezowe
7. Buty z odkrytymi palcami + rajstopy – koszmar polskich wesel
8. Garnitur – wygląda zbyt biurowo i oficjalnie (wyjątek Carrie Bradshaw na weselu Stanforda)
9. Lateks, skóra i im podobne materiały
10. Zbyt wysokie, niesprawdzone i śliskie buty – jeśli na weselu zamierzasz się bawić, a nie tylko siedzieć, wybierz eleganckie, ale i wygodne obuwie, żebyś nie musiała go zdejmować. W końcu „trza być w butach na weselu”.
A teraz, dla odmiany, o tym, co można założyć na wesele:

Oprócz powyższych zasad, panuje naprawdę spora dowolność. Obecnie nawet czerń nie jest kolorem zakazanym. Radzę jednak decydować się na nią tylko wtedy, gdy w szafie i sklepach nie znajdziemy innych opcji. Na weselu mile widziane są sięgające kolan (lub niewiele krótsze) sukienki koktajlowe w najróżniejszych kolorach. Najważniejsze jest to, by zachować umiar i w wybranej przez siebie kreacji czuć się komfortowo. 


1. Asos ok. 275 złotych
2. Asos ok. 180 złotych 

1. Naszyjnik Topshop ok. 60 złotych
2. Różowa sukienka Dorothy Perkins ok. 140 złotych
3. Niebieska kopertówka Asos ok. 125 złotych
4. Naszyjnik z kwiatami Mango ok. 120 złotych
5. Szara sukienka z baskiną Topshop ok. 240 złotych
6. Niebieska sukienka na jedno ramię River Island ok. 225 złotych
7. Pomarańczowa sukienka Topshop ok. 400 złotych
8. Fioletowe czółenka Zara ok. 200 złotych
9. Amarantowa sukienka River Island ok. 150 złotych
10. Sukienka we wzory Mango ok. 120 złotych 


 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Proste ciasto czekoladowe

Najlepsze ciasto? Czekoladowe! Samo smakuje idealnie, ale jest tyle dodatków, z którymi czekolada się świetnie komponuje (maliny, truskawki, jagody, orzechy, daktyle, pomarańcze itp.), że czasami ciężko zrezygnować z dodania choćby jednego z nich. Julia zrobiła ostatnio bardzo proste ciasto czekoladowe, przekładane śmietaną i dżemem malinowym. Wyszło pyszne, a dodatki sprawiły, że nie było ono zbyt słodkie i suche. 


To będzie potrzebne:

Ciasto:

2 łyżeczki oleju;
250 g mąki;
60 g kakao;
4 łyżeczki proszku do pieczenia;
250 g cukru pudru;
4 duże jajka, lekko roztrzepane;
250 g miękkiej margaryny;
3 łyżki mleka;

Nadzienie:

290 ml śmietanki tortowej;
słoik dżemu malinowego;
cukier puder do dekoracji;


  1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Tortownicę natłuszczamy olejem i posypujemy dwiema łyżkami mąki.
  2. Mąkę, proszek do pieczenia i kakao przesiewamy do miski, dodajemy cukier, jajka, margarynę i mleko. Miksujemy, aż masa stanie się miękka i gładka.
  3. Masę przekładamy do formy. Pieczemy przez 25 minut, aż wierzch ciasta stanie się sprężysty. Pozostawiamy do ostygnięcia.
  4. Wyjmujemy ciasto z formy i kroimy go na dwie części tak, aby powstały nam dwa spody. Ubijamy śmietanę i nakładamy ją na jeden płat ciasta. Na śmietanę nakładamy dżem malinowy i przykrywamy drugim płatem. Wierzch posypujemy cukrem pudrem.







I na koniec mała prywata. Julia bierze udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.      

piątek, 17 sierpnia 2012

Kartka urodzinowa


Czasem pomysły na kolejną notkę pojawiają się nie wiadomo skąd, a zdjęć na komputerze mamy na kilka tygodni. Czasami jednak nieuchronnie przychodzi dzień, kiedy powinnyśmy już coś wrzucić, a pomysłu jak nie było, tak nie ma. Można by w sumie odczekać dzień czy dwa, ale to raczej nic nie pomaga. Wtedy pada pytanie, którego nie lubi żadna z nas: „Co wrzucamy w piątek?” i odpowiedź „Nie wiem, wymyśl coś”. Potem kłócimy się i nie rozmawiamy ze sobą przez około 10 minut. Tak też było dzisiaj. Bez żadnych pomysłów i zdjęć „na zapas” (no bo ile można wstawiać przepisy), Julia została wytypowana do wymyślenia czegoś. I zrobiła urodzinową kartkę. Pomysł zaczerpnięty z internetu. 
 
To będzie potrzebne:

kolorowy papier;
nożyczki;
klej;
taśma klejąca;
mulina lub wełna;

  1. Kartkę z kolorowego bloku zginamy na pół. Z kolorowego papieru wycinamy balony i trójkąty równoramienne. 
  2. Na każdym trójkącie piszemy jedną literkę, żeby można było ułożyć z nich napis „Sto lat”.
  3. Trójkąty przyklejamy do wełny, a następnie całość przyklejamy do otwartej kartki. Wełnę przyklejamy także do balonów i je również mocujemy na otwartej kartce.
  4. Wszystkie końce sznurków skręcamy i związujemy na końcu.
  5. Pierwszą stronę kartki ozdabiamy według uznania. 



Julia do zrobienia kartki użyła wełny, ale kartka lepiej będzie wyglądać jeśli zamiast wełny użyjemy muliny.

I na koniec mała prywata. Julia bierze udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.     

środa, 15 sierpnia 2012

Gofry drożdżowe z warzywami


Gofry najlepiej smakują nad polskim morzem. Z bitą śmietaną i owocami. To na nie wydałam moje pierwsze pieniądze, które dostałam od mamy, gdy wyjechałam na wakacje z babcią. Nie takie pieniądze, które mama dała babci, żeby mi kupowała podczas wyjazdu to, co będę chciała, tylko takie, które mogłam trzymać we własnym portfelu. Pamiętam też, że gdy miałam za nie kupić gofra, wybrałam najbardziej oszczędną wersję: z cukrem pudrem. Na drugim miejscu najlepszych gofrów są te, które jem w domu, tak jak nad morzem, z bitą śmietaną lub owocami, albo z nutellą. Wczoraj postanowiłam jednak wypróbować przepis na gofry wytrawne. Z warzywami, szynką i serem. I szczerze mówiąc, wyszły lepsze niż się tego spodziewałam. Mało tego, były naprawdę dobre;) 
 
To będzie potrzebne (przepis na 3 porcje, jednak mi wyszło 5):

150 g mąki orkiszowej;
200 g mąki pszennej;
20 g drożdży;
łyżeczka cukru;
300 ml letniego mleka;
250 g mieszanki z kukurydzy i groszku;
1/2 pęczka natki pietruszki;
czerwona papryka;
3 jajka;
2 łyżki oleju;
szczypta soli;
kilka liści sałaty;
2 pomidory;
250 g twarożku ziołowego;
6 plasterków wędzonej szynki (ja wzięłam schwarzwaldzką);
6 plasterków żółtego sera;

  1. Oba rodzaje mąki mieszamy w naczyniu i robimy w nich dołek. Drożdże kruszymy, wsypujemy cukier, zalewamy mlekiem i wyrabiamy na miękkie ciasto. Ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 20 minut.
  2. Mieszankę warzyw odsączamy przez sitko. Myjemy natkę pietruszki i drobno siekamy. Myjemy paprykę, usuwamy gniazda nasienne i kroimy w bardzo drobną kostkę.
  3. Ciasto mieszamy z jajkami, olejem i solą na gładkie ciasto. Dodajemy groszek z kukurydzą oraz paprykę i pietruszkę. Ciasto odstawiamy na 10 minut.
  4. W tym czasie myjemy sałatę i pomidory. Pomidory kroimy na cienkie plasterki. Gofry pieczemy w rozgrzanej i natłuszczonej gofrownicy.
  5. Na trzech gofrach rozsmarowujemy twarożek ziołowy i obkładamy szynką, serem, liśćmi sałaty i pomidorami. Na wierzchu kładziemy drugiego gofra. Można również podzielić gofry na serduszka i przyrządzić je jako kanapki. 




Przepis pochodzi z książki „Słone i słodkie gofry. 70 nowych przepisów” Rose Marie Donhauser

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Mohito Virgin

Jesteśmy typem, który mając do wyboru piwo lub drinka, najczęściej wybierze to pierwsze. Z zamiarem napicia się piwa poszłyśmy także do pobliskiej knajpki, podczas naszego ostatniego wieczoru w Krakowie. Po przejrzeniu menu szybko jednak zmieniłyśmy zdanie i zdecydowałyśmy się na Mohito. Bezalkoholowe. A po powrocie do domu postanowiłyśmy same zrobić takiego drinka. 

To będzie potrzebne (na 300 ml):

garść świeżej mięty;
limonka;
3 łyżeczki cukru trzcinowego;
szklanka wody mineralnej gazowanej;
odrobina wody niegazowanej;
lód;

Połowę mięty ucieramy w moździerzu. Następnie wrzucamy ją do blendera, dodajemy sok z połowy limonki, cukier i wodę niegazowaną. Wszystkie składniki mieszamy. Do szklanki wrzucamy pozostałe listki mięty i pokrojoną na kawałki połówkę limonki. Szklankę do połowy uzupełniamy lodem, przez sitko wlewamy sok z blendera. Uzupełniamy wodą gazowaną.





I na koniec mała prywata. Julia bierze udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.    
 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Pomysł na prezent: notatnik


 Nie wiem jak wy, ale ja zawsze bardzo lubiłam pisać. Pisałam najróżniejsze rzeczy: wierszyki, pamiętniki, artykuły do szkolnej gazetki. W podstawówce razem z moją przyjaciółką napisałam nawet książkę. Zapisałyśmy linijka po linijce kilka zeszytów w pięknych, świecących okładkach i wyszła nam historia pełna miłosnych rozterek i dramatów, przy których „Moda na sukces” może się schować. Stąd też prawdopodobnie wzięła się moje uwielbienie do różnego rodzaju notatników. Zawsze mam jakiś, w którym spisuję różne moje pomysły. Jasne, że pisać można na białych kartkach czy w starych, szkolnych zeszytach, a dzieła życia i tak powstają na barowych serwetkach, ale fajnie jest mieć coś, w czym znajduje się wszystko. Jako, że mój poprzedni notatnik bliski jest dokonania żywota i sama nie wiem, co oznacza połowa zaszyfrowanych w nich treści, będąc w Krakowie nabyłam nowy. Zwykły, czarny, przypominający trochę słynne notatniki Moleskine. I tak sobie pomyślałam, że chyba tylko raz czy dwa dostałam jakiś w prezencie. A to całkiem fajny pomysł, gdy nie wie się, co kupić komuś, kto lubi pisać, wymyślać, rysować itp. Dlatego dzisiaj, oprócz mojego nowego nabytku pokazujemy wam także kilka innych notatników, które są piękne i mogą być świetnym pomysłem na prezent. 

I na koniec mała prywata. Julia bierze udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.    









wtorek, 7 sierpnia 2012

BAGELMAMA


Szukając naszego miejsca noclegowego przechodziłyśmy obok niewinnie wyglądającej knajpki Bagelmama. Jako, że nazwa już kiedyś obiła nam się o uszy, stwierdziłyśmy, że na pewno tam wrócimy. I wróciłyśmy w sobotnie przedpołudnie na późne śniadanie (takie jesteśmy amerykańskie). Bagelmama słynie z przepysznych bajgli, które, nie wiem czy wiecie, nie pochodzą wcale z Nowego Jorku, a właśnie z krakowskiego Kazimierza. Wybór samego pieczywa (nie wspominając o dodatkach) jest tam imponujący. Dostępne są bajgle cebulowe, czosnkowe, sezamowe, z makiem, klasyczne, pełnoziarniste z cynamonem i rodzynkami. Można je jeść na słodko np. z dżemem, kremowym serkiem, masłem orzechowym czy miodem lub w wersji wytrawnej np. z mozzarellą i pomidorami, łososiem, tuńczykiem, jajkiem czy indykiem. W menu znajdziemy także zupy, sałatki oraz tortille, jednak my stwierdziłyśmy, że to można zjeść wszędzie i zdecydowałyśmy się na bajgle. Julia wybrała bajgla z masłem orzechowym i dżemem, ja natomiast zdecydowałam się na wersję wytrawną z mozzarellą, pomidorem, indykiem i bazylią. Zjadłyśmy, przepadłyśmy i zastanawiamy się, dlaczego bajgle są tak popularne w USA, a u nas, skąd pochodzą, trafia się na nie niezwykle rzadko. Nic to, pozostaje nam jedynie poszukać sekretnej receptury i nauczyć się je przyrządzać, bo na śniadania do Krakowa nam zdecydowanie za daleko. Jeśli będziecie w stolicy Małopolski, koniecznie odwiedźcie to miejsce. Ulica Dajwór 10 na Kazimierzu.

I na koniec mała prywata. Julia bierze udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.  








sobota, 4 sierpnia 2012

Love Krove


Do Love Krove chciałyśmy się wybrać już w zeszłym roku. Przechodziłyśmy obok wiele razy, ale zawsze albo było zamknięte, albo my byłyśmy najedzone. Tym razem zaplanowałyśmy sobie, że pójdziemy tam przynajmniej na jeden obiad, żeby sprawdzić czy naprawdę jest tam tak dobre jedzenie, jak słyszałyśmy. Dlatego też w środę, po powrocie z Wieliczki, udałyśmy się w miejsce, które pamiętałyśmy z zeszłego roku. Lokalu tam jednak już nie było. Okazało się bowiem, że wiosną tego roku został on przeniesiony. Na szczęście tylko kilka ulic dalej, więc ostatecznie udało nam się zjeść słynne burgery. „Nie mogłabym być wegetarianką” i „najlepsze burgery, jakie w życiu jadłam” – takie były nasze wrażenia po posiłku. Burgery nie mają nic wspólnego ze zmieloną papką serwowaną we wszystkich budkach z fast foodem. Mięso jest pyszne, bułki nie są słodkie, a wszystkie dodatki wyczuwalne. Możecie zjeść tam burgery z awokado, pesto, szpinakiem, żurawiną czy serem fetą. My zdecydowaliśmy się na burgery Francesco (pesto, mozzarella, rucola, majonez, sos pomidorowy) i Napoleon (ser camembert, sos żurawinowy, liście szpinaku, pomidor, cebula, sos pomidorowy). W Love Krove znajdziecie też duży wybór sałatek i napojów np. mleko z kawałkami czekolady, masłem orzechowym i bananem, świeżo wyciskane soki, lemoniady i colę Fritz oraz wodę gazowaną z syropem miętowym i limonką, którą bardzo polecamy. Jedyny minus to obsługa i jej hipsterski styl „czujcie się zaszczyceni, że was obsłużyłem”, ale dla burgerów warto tam pójść, mimo wszystko. Jeśli więc będziecie w Krakowie, koniecznie odwiedźcie Love Krove przy ulicy Brzozowej 17 na krakowski Kazimierzu. My ruszamy dalej w poszukiwaniu ciekawych miejsc, a zaległości na waszych blogach nadrobimy po powrocie.

I na koniec mała prywata. Julia bierze udział w konkursie. Jeśli chcecie pomóc wejdźcie na tę stronę i zagłosujcie na zdjęcie numer 2.